dr Roman Tertil
Z wykształcenia jestem biologiem w dziedzinie
biologii ¶rodowiska i ekologii.
Ale tak naprawdę to jestem tu dla Was, bo od wielu lat pracuję... mówi±c…
Nie jestem językoznawc± - choć trochę jestem;
Nie jestem aktorem - choć trochę jestem;
Nie jestem nauczycielem - choć trochę jestem;
Jak mówię, to zawsze mnie kto¶ nie rozumie...
Czasem nawet nie rozumiej± mnie wszyscy obecni
z wyj±tkiem jednej osoby…
Bo dla tej osoby jestem: TŁUMACZEM
Mam tu dla Was prawie cały wywiad, którego udzieliłem kiedy¶ jednej ze stacji radiowych, zupełnie "z zaskoczenia" - co dziwne, wtedy mowa potrafi nam służyć prawie bezbłędnie…
Tłumaczenie polega na tym, że ludzie rozmawiaj± ze sob± tak, jakby nie było tłumacza, albo żeby czytali tekst tak, jakby czytali w swoim rodzimym języku…
A w swojej pracy tłumacza z jakimi błędami najczę¶ciej się pan spotyka?
(...) Jeden z bardzo dziwnych błędów polega na tym, że tłumacz nie pamięta o tym, że musi być słyszany. Iluż ja w życiu widziałem tłumaczy mówi±cych tak cicho, że połowa ludzi nie słyszała co oni mówi±. To jest jeden z bardzo powszechnych błędów.
I ostatnia wreszcie rzecz to jest to, co ja zawsze stawiam na pierwszym miejscu: najtrudniejsze s± sprawy najłatwiejsze. Tłumacz powinien podchodzić do tekstu, lub do tłumaczenia ustnego z "niewinno¶ci± dziecka", ja to tak nazywam. Dziecko nie traktuje niczego jako bardzo łatwe. Niech pan popatrzy na dziecko, które dostaje now± zabawkę. Doro¶li mówi±: "Och, kochanie to przecież proste." Dziecko z niewinno¶ci± przystępuje do każdego zadania, jakby ono było trudne. Jeżeli tłumacz tak nie robi (czyli popełnia ten ostatni bł±d), to albo nie przygotowuje się przed, albo nie korzysta po, czyli nie wykonuje tego co po angielsku nazywa się follow-up. Czyli skończył tłumaczenie, on wie, że mógł lepiej to przetłumaczyć, on sobie musi to "przepowiedzieć".
Jak ja poznam formę, która mnie zaskakuje, to mówię dwóm lub trzem osobom w ci±gu tego samego dnia, czy chc± słuchać czy nie. Ja j± muszę wypowiedzieć, bo tylko wtedy j± zapamiętam. Ten follow-up powoduje, że jest się coraz lepszym tłumaczem.
A czy jeste¶my w stanie przedstawić jaki¶ przykład takiego majstersztyku pięknego słowa?
Tak. Wiadomo było, że kilkakrotnie tłumaczyłem prezydenta Wałęsę i zawsze mnie pytano: "Czy to jest bardzo trudne?" Ja powiedziałem: "Nie." "Ale jakże, przecież on mówi po polsku tak... Przecież to trudne jest, przecież to musi być co¶ strasznego." Prezydent Wałęsa wywoływał niejednokrotnie entuzjazm za granic±, maj±c dobrego tłumacza, dlatego że u niego wła¶nie przekaz jest wszystkim.
Przekaz ma być. Moja angielszczyzna mogłaby być stokrotnie lepsza je¶li chodzi o wymowę, melodię języka itd. Ale niech mi kto¶ powie, że przekaz nie przeszedł, czyli że to co ma być przekazane nie przeszło. Tam nie może być błędów.(...)
A czy nie raż± Pan w języku polskim zapożyczenia? To, że mówimy "monitorować" zamiast "obserwować" i tego typu inne wyrażenia?
Ha, ha, ha! Proszę mi wybaczyć, to że się ¶miałem. Napisałem 21 esejów do miesięcznika "Aura" o języku ochrony ¶rodowiska. Polskim i angielskim. I walczyłem ze słowem "monitoring". To była walka Don Kichota, zupełnie. Teraz mówię "monitoring".
I znowu: najważniejszy jest przekaz. W tłumaczeniu ustnym oszczędno¶ć jest niezwykle istotna, aby nie "zagadać" sprawy. Je¶li słowo "monitoring" i "monitorowanie" zaoszczędza nam co¶, to za każdym razem jest jednostkowa decyzja. Tłumacze podejmuj± je jednoosobowo, z pełn± odpowiedzialno¶ci±. Nie da się przecież powiedzieć o słowie "balejaż" inaczej niż tak wła¶nie. No, za pomoc± dwóch linijek trzeba by mówić o tym balejażu. No to się mówi: "balejaż". Je¶li tamta druga osoba jest uczciwa, a nie zrozumiała o co chodzi, no to się zapyta.
Byle nie było mieszania. Byle nie było czego¶ takiego jak: "współczesny design". To jest tytuł ksi±żki. Widziałem j± na targach. Pięknie wydana ksi±żka: "Współczesny design". Kto powiedział, że to jest rodzaju męskiego ten "design"?! A czemu nie "współczesna design"? Zupełnie nieuprawnione. Mieszanina, groch z kapust±.
Często jest tak, że czytelnicy "Władcy pier¶cieni" na przykład, zastanawiaj± się nad tym, czy czytaj± tak naprawdę Tolkiena, czy też czytaj± przekład Tolkiena? I ci, którzy bardziej kochaj± tę ksi±żkę i znaj± język angielski, wol± czytać go w oryginale.
Przekłady literatury pięknej dla prawdziwego, tzw. "rasowego" tłumacza nie potrafi± oszukiwać. Czyli jest niewielka grupa ksi±żek, które zostały przetłumaczone z sercem. Do tych ksi±żek należy przekład np. "Trzech panów w łódce". Mamy jeszcze drugi sławny przekład - "Kubu¶ Puchatek". Spolszczenie. Całe pokolenia się na tym wychowały. Tu już się nie da nic zrobić. Jest to w ogóle cudowne. To że Kubu¶ Puchatek był dziewczynk± naprawdę nie ma znaczenia. Prawda?
Moim zdaniem, gdyby to się tak dało, ale się nie da, to tłumacz powinien tłumaczyć literaturę piękn± dopiero wtedy, kiedy prawie na pamięć zna ksi±żkę i kocha j± bez pamięci. To będzie na pewno najlepszy przekład.
Oprócz tego mamy jakie¶ 70 % przekładów, które musiały zostać zrobione, bo kto¶ je musiał przełożyć. Tłumacz nie potrafił zakochać się w tym tek¶cie, więc zrobił to uczciwie.
W historii tłumaczenia jest taki słynny przykład tłumaczenia "Wesela" Wyspiańskiego na język rosyjski, kiedy się mówi: "Buciki mam trochę ciasne. No to zezuj moja droga". I ten tłumacz rosyjski tłumaczy: "Tak, kosji, kosji głazami". I to jest taki słynny wła¶nie przykład takiego straszliwego błędu.
No i jest, tak na moje oko, 15-30 procent przekładów, które nigdy nie powinny ujrzeć ¶wiatła dziennego, bo zostały zrobione lew± nog±, zostały zrobione bez szacunku dla tekstu, zostały zrobione tylko i wył±cznie jako tłuczenie kamieni. To się też widzi...